sobota, 25 sierpnia 2012

Z Paryża.


Kataryniarz.

Na rogu placu Opera…  Choć to pewnie nie najbardziej fortunne określenie, gdyż place nie posiadają rogów… Ale ten właśnie ma i to aż czternaście, bo odchodzi z niego siedem ulic- w kształcie -pacyfy rue Aubert i la Fayette i górnej av. d. l’Opera, w połowie przecięty przez bulwar des Capucines, a naprzeciw rue de la Paix i rue du 4 Septembre… Żeby obejść plac dookoła trzeba by czekać na światłach… Zaraz… Siedem razy? Więcej, bo bulwar Capucines na pewno ma podwójne… Często są podwójne. Ten plac ma dwanaście rogów, bo niektóre kamienice dochodzące do niego są sześcio- albo i więcej, -boczne. I tylko te przy avenue de l’Opera wbijają się weń trójkątnym klinem….

 W każdym razie tam, gdzie do placu Opera dochodzi ulica z galerią La Fayette, na rogu placu Opera, stał przykryty wielkim czarnym parasolem wózek z katarynką. Dość schludnie wyglądający zezowaty człowieczek w pasiastej koszuli patrzył smutno przed siebie w wielobarwny i zabiegany tłum, jakby spoglądał mimochodem w telewizor, ponad wiklinowym koszykiem, w którym spały, ułożone w ying i yang dwa koty. Oba były czarne w niewielkie białe plamy i spały tak spokojnie, jak to koty potrafią. Pomyślałam, że może są martwe albo sztucznie uśpione, tak bardzo ten obrazek kontrastował ze zgiełkiem wokół - przejeżdżające auta, terkocące skutery i motocykle, wielojęzyczne rozmowy i pokrzykiwania… Słowem -Paryż w sierpniu… Jednak nie były, bo nic, absolutnie nic, nie może udawać żywego kota, a sztuczne były tylko kwiatki poprzytwierdzane bez ładu i składu do rzeźbionej skrzyni. Nie miałam też pewności, czy to faktycznie jest katarynka, bo nie było żadnej korbki czy widocznego mechanizmu- jak to sobie wyobrażałam, a nie dobiegały żadne dźwięki. Pod wózkiem stały dwie miski- jedna z wodą, druga z suchą karmą, na skrzynce korkowa miseczka z napisem „Merci” i na uchwycie od całego wózka- duży wiklinowy koszyk z czerwoną kokardką z pięcioeurówką na zachętę w środku.

            - Zawód, jak każdy.... –pomyślałam w przelocie, bo właśnie światła, ustawione obok siebie, a nie jedno pod drugim, jak wszędzie, zmieniły się na zielonego ludzika w olbrzymim wykroku. - Nie za dużo, nie za mało. Pół posiłku  w knajpie na Montmartre… Jedna trzecia tutaj lub na bulwarach.

Właściwie to tylko ja poczekałam na tę zmianę, tutaj do świateł nie stosował się nikt… Byłam jednak wciąż zbyt wystraszona i oszołomiona, by pozbyć się wieloletnich nawyków.

            - Ale co to właściwie udaje? Dziewiętnastowieczny Paryż? Ten, po którym stąpał sobie Zola? Jaki to ma sens? Co niby miałoby popłynąć z katarynki? Rap? Techno? Hip -hop? A gdzie papużka, ewentualnie małpka? No i te gumowe kółka przy wózku… Czy te koty, tak,  jak tamte małpki, mają powyrywane pazury i kły? O… To by nawet nie wystarczyło. W takim bezruchu nie da się przytrzymać normalnego, zdrowego kota… Musiały chyba przejść lobotomię. Albo wieloletnią tresurę… Głodem? Biciem? Elektrowstrząsami?

Przestąpiłam wysoki próg, który kiedyś pewnie oddzielał rynsztok od trotuaru.

            - Jakie słodkie kotki… Myślą sobie przechodzące damulki w wielkich kapeluszach i parasolkami pod pachą. Skórzane trzewiczki z miękkiej skórki stukają o bruk, wokół rozlega się mechaniczny walczyk Straussa… Panie przystają, ściągają koronkowe rękawiczki, wyjmują sou z maleńkich sakiewek.  Kataryniarz się kłania, uchyla kapelusza, szepcze coś w paryskim narzeczu… Panie wyrażają zachwyt, po francusku, oczywiście… Nie ma jeszcze  tej koszmarnej wieży, tkwiącej nad miastem jak wrzód na pośladku… Nie ma koszmarków w stylu centrum Pompidou…. Kataryniarz jest brudny, choć w starym tużurku, z obowiązkowym cylindrem na głowie… Obok przejeżdżają powozy, a na ulicy leży końskie łajno. Dziś… Wyjące skutery… Kataryniarz bez katarynki… Jakąż muzykę musiałby wykręcić korbką? Z gołą głową i rozczochrany, nawet nie próbuje się uśmiechać zachęcająco… Jest bezdennie smutny, choć powinien widzieć, jak impresjoniści- rozmazany świat, czysty i kolorowy, prześwietlony słońcem- podobno wszyscy impresjoniści mieli kłopoty ze wzrokiem albo przynajmniej-modnego zeza… Błyski światła na spoconych karkach wioślarzy…Świecące oczy Paryżanek… Dziś?  Dokoła trudno o białego człowieka… Wszyscy skośni lub czarni… Francuzi wyjechali- pewnie do Prowansji, wiele sklepów i restauracji zamkniętych. Nikogo z para-soile’m… Opalenizna jest modna, jak nigdy… Żebracy nie są na nic chorzy, ani zabiedzeni, gdyby nie chcieli, nie musieliby nawet śmierdzieć… Nikt nie bywa nawet głodnym. Co najwyżej- „na głodzie”, o tak… To nawet często. Od hotelu minęłam już trzech naćpanych do nieprzytomności. Tamte, historyczne koty mogły mieć cichy układ z człowiekiem. Po powrocie w ciemny zaułek łapały myszy i szczury. Może nawet kładły przyduszone pod drzwiami, jak u mojej znajomej? A w koszyczku odpoczywały? Koty mają pełną świadomość własnego piękna. Lubią być adorowane, nawet przez sen… Zresztą… Wtedy kot był zwierzęciem pospolitym i wiejskim, nie był trzymany na salonach, dlatego pewnie małpy i papugi… Egzotyka. Teraz sprawdzają się kotki. Taka kotomania w Europie. I co? Naćpał czymś te biedactwa, by leżały słodko w koszyczku przytulone do siebie? Nie patrzyło mu dobrze z oczu. Przez tego zeza? Nie pozwalał robić sobie zdjęć. Może to właśnie podlega opłacie? Może koty go kochają? Nie takie ludzkie kreatury kochane są przez zwierzęta... Te pełne miski pod wózkiem… Też dla durnych zachłyśniętych ślicznota kocią kobiet? A  może to taki niegroźny i niewinny sposób na życie? Może ten asfaltowy trotuar, to jego prywatna Cafe la Paix? Wierzono, że jeśli siedzi się przy jej stoliku z widokiem na bulwar i  operę Garniera, to- po dostatecznie długim czasie, zobaczy się przechodzący przed oczami cały świat. A zatem- siedzi sobie, jak tamci… Może i on popija espresso, tylko pewnie z papierowego kubka i obserwuje przechodzący przed nim świat? Cały świat. I co widzi? Teraz akurat dwie zjawiskowe córki mojej przyjaciółki, długonogie i złotowłose, roześmiane i lekko rozemocjonowane- Zakupy! Galeria la Fayette! Louis Voitton, Zara, Sephora, Cartier… Na dole drogo, na górze taniej i potem- widok Paryża z olbrzymiego tarasu! Ale czy to jest świat? O nie… To, co teraz widzi jest zjawiskowym wyjątkiem. Ta starsza już śmiało mogłaby pozować Renoirowi, bardziej pasuje do tamtej epoki, choć pewnie wtedy nie mógłby oglądać jej nóg po szyję, nie założyłaby szpilek, a gorset ściskałby jej wąska talię do nieprzytomności. Ale jakie to szczęście, że teraz modne są krótkie spódnice kończące się pod biustem! Taki widok jest jednak niezwykle rzadki. Świat dzisiaj, i ten widziany z kawiarni  La Paix, i ten- zezem znad koszyka z kotami, jest brzydki. Przeważnie to otłuszczeni obrzydliwymi fastfudami Anglicy i ich ciapowate, otyłe dzieci, czarnoskórzy Bóg wie skąd, no i skośnoocy zalewający Paryż, jak wielka,  ruchliwa i świergocąca w stu narzeczach fala. To jest świat? Anonimowy i denerwujący, ani słowa nie wypowiadający w ludzkim języku- czyli po francusku? Bez kapeluszy, laseczek z hebanu i kości słoniowej o główkach w kształcie dzikich zwierząt, w dżinsach, legginsach, chińskich podkoszulkach, jakich nie założyłby żaden Chińczyk i ogrodowych butach, jakich Francuz nie wzułby nawet do ogrodu, nawet do warzywnika, nawet do obory, nawet nigdzie? To jest świat? To jest dzisiejszy swiat?

 

7 komentarzy:

  1. To jest świat?? No właśnie!...

    PS - "...ułożone w ying i yang dwa koty..." :))

    Lew Nemejski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma już Paryża z tamtego stulecia. Dlaczego?To takie smutne...

      Usuń
  2. Nie ma ani Paryża, ani Londynu z tamtego stulecia. Dlaczego? Bo tygiel kulturowo-etniczny to raz, a tendencje do zakopywania tradycji dwa... I pęd do sławy i komercji... i w ogóle Stary Świat umiera.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale najgorsze jest to, że ten Nowy mi sie niespecjalnie podoba. Ludzie nie rozmawiają na poziomie wyższym jezyka, kultura wyższa umiera...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale ten Nowy Świat też umrze, Ewo, i to już niedługo. Za dużo patologii i hipokryzji. Zawali się.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie,nie, ludzie - część w każdym razie - przetrwają. Obłudne systemy padną na skutek... przeciĄżenia i oświecenia.

    OdpowiedzUsuń