Świąteczna rozmowa.
Jedziemy sobie przez zmrożony kraj, klimatyzacja cicho szemrze i szemrze radio. Jedziemy długo i szybko, by zdążyć na Wigilię.- Przełącz, do jasnej cholery, bo się porzygam.
- Co zrobisz?
- Się zwymiotuję… Lepiej?
- Dziecko śpi z tyłu… Opanuj się. Są Święta.
- No właśnie! Czy zawsze muszą puszczać ten shit?
- On bardzo dobrze śpiewa, przecież…
- No, dajże spokój!
- Nie lubisz go, bo jest gejem. Homofob!
Wskazówka prędkościomierza wzrosła do 160. Czy wszyscy faceci tak reagują?
- To nie ma nic do rzeczy. Ileż razy można słuchać „Last, k… Christmas”?
Dla podkreślenia uderzył otwartymi dłońmi o kierownicę. Samochodem lekko zabujało- już jechaliśmy 170/h.
- Przestań kląć, do cholery. Zwolnij! Chcesz nas pozabijać w Wigilię?
- Nie przesadzaj, jest pusto i mróz tylko…
-Zwolnij natychmiast, bo inaczej wysiadam…- wycedziłam przez zęby i całkiem spokojnie.
Na to zawsze reagował. Zwolnił i zmienił pas.
- Przełączysz, czy nie?
Drapał się podczas jazdy po różnych częściach ciała, gwizdał, podśpiewywał, pił gorącą kawę z papierowego kubka, jadł batony, ustawiał nawigację, odbierał esemesy. I wysyłał, a jakże! Ale radio przełączałam ja! Jednym palcem, najmniejszym. Tradycja taka, rodzinna. Wcisnęłam czwórkę, a tam? …
“Last Christmas
I gave you my heart
But the very next day
you gave it away
This year
To save me from tears
I'll give it to someone special”
- Przełączysz, czy nie? Bo ja wysiadam! W biegu…
- Przecież przełączam! Moja wina, że to jest wszędzie?
- Jasna cholera, by to wzięła!
- Miałeś nie kląć. Dziecko śpi…
- To już nie ma polskich kolęd? Jak to tam leciało? „Jezus maluteńki”.
- Malusieńki…
- No… „Jezus maluuusieńki”!- zawył niemiłosiernie.
- To już wolę „Przybieżeli”… W twoim wykonaniu…
- No! Albo „Przybieżeli do Betlejem pateeerzee!
- Błagam… Dziecko…
- No, ale sama powiedz? -ściszył ton.- Nie ma polskich kolęd? A ta, no… „Cicha noc”.
- Jest niemiecka…- napomniałam wciskając kolejne guziki.
- No co ty?
- Jak polską Bozię kocham…
Na siódemce nie było Wham. Był Chris Rea. Moje „ulubione”.
“I'm driving home for Christmas
Oh, I can't wait to see those faces
I'm driving home for Christmas, yea
Well I'm moving down that line
And it's been so long
But I will be there
I sing this song
To pass the time away
Driving in my car
Driving home for Christmas”
- No i czemu zmieniłaś?
- Bo tego nie cierpię…- powiedziałam powoli i bardzo spokojnie.
- Ale czemu? To takie o nas? Nie?
- No… Szczególnie to „Yeah…”
- Facet jedzie do rodziny.
- No masz… Utożsamił się z podmiotem lirycznym…
- A z kim mam się utożsamiać? Z Józefem , co szukał gospody? Czy „W żłobie leży”?
- Lepiej w żłobie, niż w Mc Donalds…
- Daj spokój… „Kawałeczek smycka, jako rękawicka?”
- No to ma być po polsku, czy nie?
- Po polsku, po polsku , ale niekoniecznie ”pobieży”, ”Ach, ubogi żłobie, cóż ja widzę w tobie”, „żłóbeczek” , „Baraneczek”, „W Betlejem, nie bardzo podłym mieście”- co to w ogóle jest?
- Staropolszczyzna, misiu, staropolszczyzna… I po staropolsku ci powiem – Zwolnijże! Bo ci… „Moc struchleję” i „niebo zgoreję”, albo po śląsku, po prostu „piznę…”
- Dobra. Już dobra…- zdjął nieco nogę z gazu- „Otwórz źródło swej pociechy…”
- Cicho… Dziecko śpi…
- Nie śpię!- odezwało się zaspane z tyłu- Co mama ma zrobić?
- Nic takiego. Śpij sobie jeszcze, bo znowu będzie ci niedobrze.
- Nie bądź taka skromna…- popatrzył na mnie lubieżnie z ukosa.- A ty śpij.- zerknął do tyłu przez lusterko- Najdłuższy wieczór przed nami.
- No… Zaraz będzie widać gwiazdki.
- Tak! Tak! Gwiazdki!
- To ja puszczę CD, dobra?
I popłynął sobie miękko, w rytm silnika i mijanych wiosek
- Stary dobry Preisner…