piątek, 16 marca 2012

Moja pierwsza powieść, stare dzieje...

            Sunęła przez miasto, jak dumna fregata pod żaglami. Ulica była długa, czteropasmowa, a środkiem, w dwóch kierunkach jeździły tramwaje. Były dwa sposoby przedostania się na drugą stronę –dziki bieg między autami i przez torowisko (należało także pokonać dwa pasy rachitycznego żywopłotu) albo dojście do przejścia. Drugi wariant w ogóle nie wchodził w grę. Wybrała dogodny moment i puściła się lekko na ukos. Nigdy nie biegała rewelacyjnie, ale to uwielbiała. Wuefistka twierdziła, że biega na ugiętych nogach. Ewa tydzień zachodziła w głowę: Jak to niby się biega? – na sztywnych? Potem uznała, że jak dla niej -wystarczy. Teraz też wystarczyło, zmoczyła tylko buty w kałuży. Do domu został  kwadrans marszu, a jak na wieczorny spacerek, była już znacznie spóźniona. Nie chciała, aby ją wypytywano, gdzie się włóczy. Sumienie schowane do tylnej kieszeni opiętych do niemożliwości dżinsów cicho postękiwało. Na szczęście jego dłonie wolały inne regiony jej ciała.
Wciąż była lekko otumaniona. Było tak lekko, tak wspaniale, a nogi prawie unosiły się nad ziemią. Wiatr rozwiewał włosy, powietrze rześkie i pachnące wiosną, światła latarni słały długie refleksy, które pod rzęsami tworzyły tęczowe kółka.
– Już jestem szczęśliwa a to dopiero początek – pomyślała -Nie wiadomo, co prawda, do czego to wszystko prowadzi... Ale, czyż właśnie nie na tym polega szczęście? Idzie się drogą, widać następny zakręt, a nie wiadomo, co jest za nim. I za każdym dalszym...
Ewa miała naturę monogamiczną, długo szukała, taksowała, ale nigdy nie porównywała. Kiedy zjawił się Jarek, trafił na wyschnięty ogród łaknący deszczu, ciepła, miłości. W chwili, gdy pozbyła się wątpliwości, chciała zakochać go na śmierć. A wątpliwości do tej pory miała na tyle dużo, by nie związywać się z nikim na stałe. Dlatego teraz, pozwoliwszy sobie na pełny odlot, nie taksowała, nie rozmyślała i nie kombinowała za dużo Jarek mężnie przyjął na swój rozwinięty, owłosiony tors tę ogromną falę. Wreszcie mogła czuć się wiotka i słodka. Był bardzo małomówny i to prawdziwy cud, że się poznali, że wtedy właśnie wypowiedział to jedno zdanie...

3 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie - to sumienie w tylnej kieszeni dżinsów... ;))) Oryginalne!

    OdpowiedzUsuń
  2. To się nazywa początek, aż się oblizałam z uznania. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się podpisuję pod opiniami....... a Ewa milczy.
    :( GDZIE CDN-Y????????!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń