środa, 16 listopada 2011

Nowa powieść

Skończyłam powieść, którą męczyłam 8 lat. Nosi tytuł "Znaki". Oto początek.



Mała siedziała na krawężniku z kolanami podkulonymi, aż pod samą brodę. Miała może osiem, może dziewięć lat i była bardzo drobna i brudna. Zajadle drapała stary strup na łydce. Ludzie wchodzili i wychodzili z supermarketu. Obładowani, chowający do kieszeni portfele i szukający kluczyków do samochodu, zagadani lub skupieni na sobie. Ewa w pierwszym momencie pomyślała, że może mała czeka na kogoś, ale zrezygnowała z tego pomysłu, bo nic w zachowaniu dziewczynki na to nie wskazywało. Nie oglądała się na nikogo, nie patrzyła nawet w stronę rozsuwanych drzwi. Wyglądała trochę jak te małpki w zoo na wybiegu. Siedziała bez jakiegokolwiek celu, z głową lekko uniesioną i wzrokiem utkwionym, gdzieś w przestrzeni przed sobą. Wyglądała bardzo mądrze, na głęboko zadumaną...
-                          Albo, po prostu, bardzo ją swędzi...
Może to cyniczne, ale Ewa bardzo dużo miała do czynienia z dziećmi z tzw. trudnych domów, aby akurat na ulicy spodziewać się spotkania z małym Sokratesem.
            - Zresztą, Sokrates był brzydalem, a to dziecko nie jest…
Strup odpadł. Jeszcze przez moment mała nadal drapała to miejsce, ale gdy spostrzegła krew, jej zainteresowanie zmieniło charakter. Rozprostowała nogę, pośliniła umazany palec i "odkaziła" rankę. Krew nadal jednak sączyła niewielką strużką, pomału zapełniając niewielki kraterek. Najpierw starła ją wierzchem dłoni.
-                          Pewnie zakłada, że wierzch jest czystszy niż spód...
Ewa pamiętała jeszcze, jak wyglądają dłonie dzieciaka ganiającego cały dzień po podwórku.
Potem rękawem, znowu dłonią, aż najwyraźniej zirytowana, Mała zatkała ranę palcem.
-                          Bardzo praktyczne...- Ewa z podziwem i rozbawieniem pokręciła głową.
 Mała nie zauważyła jej zainteresowania. Siedziały na różnych krawężnikach...
Teraz już coraz bezczelniej wgapiała się w to dziecko. Jakby liczyła na to, że ich oczy się spotkają, jakby chciała nawiązać jakiś kontakt. Na szczęście dzielił je duży kąt i nie zakłóciła intymności i skupienia eksperymentu.
                           Co jeszcze można wymyślić na temat zerwanego strupa...-Ewa czuła, że to nie koniec inwencji tej małej.
Teraz odkrywała i zatykała rankę, przyglądając się napływowi krwi. Wreszcie postanowiła jej nie zatykać. Mała strużka spłynęła po nodze, ale zatrzymała się w połowie.
-          Koniec zabawy? -zaniepokoiło Ewę.
Jednak nie. Okazało się bowiem, że wzór nie był zbyt piękny i mała postanowiła go rozbudować. Poprowadziła od strupka jeszcze kreski w górę, bok i przyjrzała się krytycznie swemu dziełu.
-          Sądząc po minie, nie jest to jeszcze arcydzieło...
Kończyły się jednak zapasy krwi i musiało zakończyć się jeszcze tylko na dwóch odgałęzieniach... Próbowała jeszcze "pocisnąć" obiema rękami skórę na nodze, ale nie chciało już więcej lecieć... Zła najwyraźniej, obtarła ranę naokoło, podniosła nogę do poprzedniej pozycji, przytuliła brodę do kolana i westchnąwszy rozejrzała się smutno. Wtedy ich spojrzenia się skrzyżowały. Ewa, nie wiedzieć czemu, ogromnie się spłoszyła. Natychmiast odwróciła wzrok i udawała, że niecierpliwie na kogoś czeka. Spojrzała na zegarek, na drzwi sklepu, znowu na zegarek i tym podobne bzdury...
-          Jezu, co ja robię! - pomyślała wreszcie- No dobra, ale co ja mam teraz właściwie zrobić?- dając sobie czas na zastanowienie, patrzyła pod nogi.
Było zimno i zaczęła obawiać się o swoje nerki. Siedzenie na krawężniku nie licowało ponadto z jej wiekiem i pozycją. Ktoś mógłby ją rozpoznać...
-          No dobra... Może wcale się na mnie nie gapi- zerknęła.
Gapiła się...
-          Przecież chciałam, żeby mnie zauważyła... Chyba byłoby prościej... Po prostu porozmawiać...Ale nie ciekawiej... Mała może zacząć grać, popisywać się... Wtedy nie poznam jej naprawdę... No tak, ale teraz zna już moją twarz i na pewno zastanawia się, czemu stara baba siedzi przed sklepem na betonie... Głupio zrobiłam...
Myśli huczały jej w głowie i czuła przyśpieszone tętno. Nadal wpatrywała się w swoje buty.
-          Coś jednak muszę zrobić. Może szybko zwiać? Może mnie nie zapamięta.. Może uśmiechnąć się? Może podejść jednak... Że też wcześniej tego nie przemyślałam, przecież to ważne... Jezu... Zerknę jeszcze raz i zwieję. -postanowiła.
Zerknęła. Małej nie było.

5 komentarzy:

  1. Małej nie było... ale może jeszcze wróci? ;)
    Kiedy kolejna odsłona?

    OdpowiedzUsuń
  2. O, jest rzeczywiście. :) Ale jako, że jest 03.25, to przełożę lekturę na jutro. Zresztą - zerknij jutro w nowy post (pewnie wieczorem), będzie wzmianka. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i widzisz - udało Ci się dokończyć...
    Wiedziałem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczyna się intrygująco, zaraz zabieram się za drugi fragment...

    OdpowiedzUsuń