niedziela, 20 marca 2011

cd...

Ten pled też nie był nowy. Wypatrzyła go na targu w Wiedniu. Razem z maleńką turecką czapeczką z frędzelkami. Postawiła na stoliku ciasteczka na małym talerzyku z tym samym wzorkiem, co filiżanki. Ciasteczka też nie były zwykłymi ciasteczkami. Kiedyś robiła je dla NIEGO…Celebrowała wtedy każdą czynność, bo czas, który temu poświęcała skracał dystans do spotkania, którego tak pragnęła…Miały magiczne proporcje, nie musiała gdziekolwiek zaglądać, by je przygotować
-         Trzy, dwa, jeden, dwa, dwa- przypomniała sobie znowu.
Kojarzyło się z tajemnym szyfrem
-         Trzy części mąki, dwie  masła i po jednej cukru pudru i zmielonych orzechów, do tego dwa żółtka i dwa cukry waniliowe. Waniliowe. Nie-wanilinowe…
Te, na które teraz patrzyła, zrobiła w pośpiechu i niestarannie. Nie spróbowała nawet jednego.
-         Może są z solą zamiast cukru?- pomyślała filuternie i zaraz posmutniała, bo nie mogła przecież tak stać nad stołem i nad nim wieczność.
Usiadła, ale prawie na skraju tapczanu. Przysunął się, nawet nie spojrzał na orzechowe ciasteczka o magicznych proporcjach…Odgarnął jej włosy z karku i pocałował. Wygięła głowę lekko ku tyłowi. Jego usta musnęły płatek ucha. Oddech miał zbyt mocny.
          ‑A herbata?- wyszeptała.
          ‑Nie zając...
‑Poparzyłeś mnie...-zabrzmiało to cichutko i, tak naprawdę, zupełnie bez wyrzutu.
          ‑Nie przesadzaj...
Teraz rozpinał guziki jej bluzki. Nie widział, co robi, bo twarz zanurzał w jej włosach obejmując ją od tyłu rękami. Oddech parzył ją w szyję. Znów dotknęła zwilżonym kciukiem czubka nosa. Wciąż bolało. Kropla śliny na palcu odbijała iskierkę tego światła. Tlący się w jej myślach płomień znów karmił się i podsycał nikłym blaskiem. Rósł oświetlając kolejne przestrzenie i dawno wyblakłe uczucia. Smutek falami obijał o skronie. Tamte przyschnięte i ledwo zaleczone doznania. Zobaczyła w okamgnieniu siebie wyprężoną w łuk. Ocknęła się. Inna ręka muskała jej kark, a parzący oddech zaogniał niewidoczne blizny ...Westchnęła ciężko.
          -Muszę wyłączyć przynajmniej pod czajnikiem.
Ociągał się, ale wypuścił ją z uścisku.
          -To wyłącz.-westchnął.
I nie było już rady...Raz wywołane potarciem w imbryk, demony, już otumaniały i tańczyły dokoła jej ciała. Pulsowały i wyginały w ekstatycznym, niemym tańcu.
Ładnie zapachniało. Odkryła pokrywkę, zajrzała do parującego wnętrza. A to, co zobaczyła, nie było zwykłą  herbacianą parą, a złączonymi w mokrym od potu uścisku dwoma ciałami pożerającymi się nawzajem pomału, jakby smakowały dokładnie każdy kęs...Kłębiły się i przenikały. Rytm ich szaleństwa narastał pomału, ale konsekwentnie. Odpowiadali sobie na każdy gest, spojrzenie, drżenie, niewidoczny puls. Zmrużyła oczy w nadziei, że to zatrzyma. Para dotarłszy do sparzonego koniuszka nosa, przypomniała jej o bólu.
-         Zostaw już wreszcie tę zasraną herbatę!
-         Dobrze, już...Tylko naleję...
Delikatne filiżanki ze złotą obwódką. Brunatny płyn i miękko spływająca kropla z metalowego dzióbka- wszystko grało tym miękkim ogniem świecy...Demony natarczywie obijały się o jej dłonie, lizały stopy i otaczały zapachem. Jeden uparcie próbował zajrzeć jej w oczy...Odwracała wzrok, ale był wszędzie.
-         Usiądź wreszcie...
-         Herbata wystygnie...
-         Wypijemy zimną.
-         Chyba żartujesz....
-         Nie, do cholery...
Przygarnął ją gestem nie znoszącym sprzeciwu. Poddała się, ale nieopatrznie przymknęła oczy. To był błąd. Pod powiekami rozpętane raz, trwało szaleństwo. Otworzyła oczy przestraszona i odepchnęła go niespodziewanie, dla siebie samej nawet, mocno. Zbyt mocno.
-         Jezu! Co jest?- był tak zdziwiony jej siłą, że miała wrażenie, iż się przestraszył.
Nie bardzo wiedziała, co powiedzieć.
-         Nie mogę, nie teraz....
-         A kiedy? Jeśli mogę wiedzieć? -położył dłonie na kolanach i ścisnął, jakby szykował się do drogi.
Wyraźnie z trudem, ale się opanował.
-         Nie dziś... Proszę...

5 komentarzy:

  1. Smutne...
    ...i wciągające.
    Więc czekam przy imbryku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Ewo...jestem wciągnięta i czekam. Pisze Pani pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bohaterka emanuje smutkiem na granicy zrezygnowania z ciepłem i dobrocią - bohaterkę chce się po prostu objąć i trwać przy niej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Chodziło mi o specyficzne połączenie tych emocji- jest smutek, jakieś zwiotczenie, ale jest i ta prawdziwa ujmująca kobiecość, a nawet... tli się mały, wyczuwalny płomyczek. Który może zgasnąć w każdej chwili, ale który może jeszcze dałoby się rozniecić?...

    OdpowiedzUsuń